Komentarze (4)
Konspiracja, jakby ktoś nie wiedział znaczy tyle co tajemnica, czy tajna organizacja (można było usłyszeć to na lekcjach historii - dokładniej w tematach o II wojnie światowej), do tego 9 marca to rocznica urodzin Sumela. Oczywiście ze względów technicznych i braku możliwości poniekąd nie spotykaliśmy się w podziemiach, żeby omawiac niektóre sprawy, ale trzymaliśmy owe sprawy w sekrecie.
Ogólnie rzecz biorąc w całej sprawie chodzi o to, że umyślało nam się zrobić Sumelowi urodzinową impreze- niespodziankę. Z początku zaplanowana była na piątek, lecz oczywiście jak zawsze mi coś musiało wypaść i ku mojemu zadowoleniu większość dążyła do tego, żeby przełożyć impreze na sobotę. Miałam otóż finał konkursu ekonomicznego (oczywistą sprawą jest, że wolałabym zostać na imprezie, ale chcieć a móc) z którego miałam wrócić późnym wieczorem. Pocieszającym było to, że Wiktor stwierdził, że to nie przeszkadza, że od razu po konkursie wbije na boisko, nic mnie nie ominie. Jednak w całej sprawie prym zebrała Monika zarządzając, po rozpatrzeniu poglądów innych, że impreze przekładamy na sobotę. Sprawa została omawiana po raz pierwszy we wtorek, kiedy całą chałą zwaliliśmy się do groty. Oprócz domniemanych uczestników planowanej imprezy (Ja, Monika, Wiktor, Bartek, Filip, Skrzeku) był z nami również Michał, który jeszcze w tamtym okresie był obiektem pewnego planu związanego z Moniką.
Dziś jest notka misz- masz, więc o tym planie nadmienie poniżej :
Otóż chodziło w gruncie rzeczy o to, żeby ich swatać. Cała sprawa zaczęła się na dyskotece. Już w kilka dni po niej razem z Weroniką napisałyśmy list do Wiktora na temat planu rodzącego się w naszej głowie (my się biedne opisałyśmy, a odpowiedź brzmiała : ok, ale pomińmy) do którego on poniekąd się przyłączył. Po chwili już większa grupa ludzi była zaangażowana chociażby emocjonalnie w ten cały plan. Niestety Michał na sobotnią bibę przyjść nie mógł, bo miał ortodontę, no cóż, aparat nie radość:D
Wtorkowe spotkanie przebiegło na ustalaniu terminu, wysokości składki i tłumaczeniu Filipowi gdzie jest Skroniów (biedaczyna w rezultacie w sobotę i tak trafił na Książe Skroniów). Po wykańczającej burzy mózgów (o ile tam można nazwać organy myślenia, którymi posługuje się nasza ekipa) chłopaki poszli na fajkę, a w grocie zostałam ja, Monika, Michał i Bartek. Monika poprosiła chłopaków o kupienie jej zapiekanki. Po długim oczekiwaniu, niecierpliwości i nadszarpnięciu nerwów zadowolona trójka chłopaków weszła spowtorem do kawiarni, niosąc zapiekanki w rękach. Razem z Moniką spojrzałyśmy na nich jak na idiotów, nawet nie pytając jak wnieśli zapiekanki do kawiarni i co na to kelnerka, okrzaniłyśmy ich jednak że tak długo ich nie było.
Na planowane zakupy poszliśmy w czwartek- ja, Nika, Wiktor i Oskar czekaliśmy w rynku na Monikę i Skrzeka. Z tytułu, że spędziliśmy cały dzień w szkole (a wiadomo jak szkoła wykańcza) strasznie chciało nam się jeść. Do tego pogoda nie była zbyt ładna, więc miłą myślą było, gdybyśmy schowali się w jakimś suchym miejscu (czytaj bar u Kuby). Odrzuciliśmy grotę, która była umówiona na miejsce spotkania, ponieważ nikomu nie chciało się niczego słodkiego. Wszystkie oczy zwróciły się na Weronikę, która zawsze nosiła przy sobie sporo kasy. Zaczęliśmy ją namawiać, prosić, a tak na prawdę wmawiać jej, że stawia nam kebaby. Biedna dziewczyna na początku dzielnie się opierała, a potem uległa, dla świętego spokoju (jak tu nam nie uledz? ;>). Szczęśliwi, zadowoleni, najedzeni, wróciliśmy pod grotę aby tam czekać na dwójkowiczów.
Staliśmy sobie elegancko- nikomu nie przeszkadzając pod grotą, kiedy podeszła do nas dziwna stara kobieta, prosząc, a właściwie wymagając od nas dość nachalnie, jakichś pieniędzy na jedzenie. Byliśmy zszokowani, a jednocześnie rozbawieni. Podjęłam próbę spławienia jej mówiąc, że pieniędzy jej nie damy, ale możemy coś kupić (jak to uczyło mnie wiele cioć i babć, żeby mieć pewność, że kasa nie idzie na alko), jednak ona nie odmówiła i bezczelnie pizgała się do mnie żebym jej szła i kupiła. Każdy podśmiewał się po cichu, lecz nie mieliśmy zamiaru dać jej ani grosza. Kobieta jednak wydawała się straszna, więc po chwili milczenia odeszliśmy na bezpieczną odległość. Po chwili dołączyli do nas dwójkowicze, a my pośpiesznie- jeszcze dławiąc się śmiechem opowiedzieliśmy im całą historię. Wiktor trzymał do tego w ręce niedojedzonego kebaba, w związku z czym próbowaliśmy nakłonić Skrzeka, żeby zaniusł go owej kobiecie w geście pomocy. Jednak nie udało się, a Wiktor mimo protestów Weroniki wyrzucił go do kosza, co wywołało u nich lekką kłótnie.
Wyruszyliśmy już w komplecie na zakupy, w naszym wydaniu- na podbój miasta. Pierwsz był supermarket, gdzie nabraliśmy czipsów, normalnego picia i tych innych. Jak zwykle w większych sklepach gdzie trzeba posługiwać się koszykami, chłopaki wkładali wszystko co popadnie, a ja zalamana odnosiłam każdą rzecz szukając jej pierwotnego miejsca po całym sklepie. Śmiechu przy tym z dość zwyczajnych spraw było co niemiara, tak że chwilami rozglądałam się w nadzieji, że nie zobaczę dążącej w naszym kierunku ochrony. Jednak w miarę po ludzku, zapłaciliśmy i wyszliśmy. Rozstaliśmy się z Weorniką, która musiała cisnąć na autobus. Do tego rozdzieliliśmy się w systemie : chłopaki - dziewczyny, gdzie chłopaki mieli załatwić %, a ja z Moniką prezent. Umówiliśmy się pod KERFUREM. Skoczyłyśmy z Moniką do kwiaciarni, gdzie mieliśmy już upatrzony prezent. Kieliszki (ponieważ w innym wypadku nie byłoby w czym pić, a tak to mieliśmy 2 w 1 - prezent i zaopatrzenie) i miarkę męskości. Po krótkim zastanowieniu poszłyśmy jeszcze do Textila kupić czerwone stringi z myślą : jak fun to fun! Wychodząc ze sklepu (oczywiście przy kasie spotkałyśmy się z dziwnym wzrokiem ekspedientki, tak samo jak w kwiaciarni) zobaczyłyśmy stojących po drugiej stronie chłopaków. Pragnę nadmienić, że stali pod sklepem monopolowym, którego właścicielką jest moja ciocia. Jeden z liczych kolegów Skrzeka - Cziken załatwiał nam zaopatrzenie właściewe na urodziny. Gestem chłopaki polecili nam zostać po drugiej stronie. Kiedy do nas dołączyli postanowliśmy ogarnąć wszystko w grocie. Wcisnęliśmy się więc na samą górę, gdzie chłopaki wyjęli połówkę w celu jej spróbowania, nas oczywiście tym podłamując na duchu. Ustalili przy tym, że idą na Skroniów- dokończyć Krupnik, który Bartek sprytnie schował za kamieniem na boisku oraz zanieść picie klasy drugiej do domu Moniki - niebespieczne byłoby załadowanie tego wszystkiego do samochodu jej mamy. Namawiali mni przy tym, żebym poszła z nimi, na co z ciężkim sercem i żalem musiałam odmówić. Nazwali mnie przy tym kłamcą, ponieważ twiedzili, że to fałsz, że nie mogę. Następnie zebraliśmy się cisnąć w stronę starostwa- gdzie pracuje mama Moniki. Docierając tam oparliśmy zakupy o auto, które jak twierdziła Monika było jej. Ku naszemu zdziwieniu jakiś mężczyzna do niego doszedł, otworzył i zpalił silnik. Zdezorientowana Mimiśka krzyknęła w końcu:
-Kurwa, to nie mój samochód! Bierzcie te rzeczy!
Szybko odsunęliśmy swoje siatki od samochodu, a ten odjechał. Spojrzeliśmy po sobie, następnie wszystkie oczy zwróciły się na Moniką. Wybuchnęliśmy śmiechem. W rzeczywistości samochód Moniki stał kilka metrów dalej, ale zaprowadziła nas do niego mama Moniki. Załadowaliśmy wszystko do bagażnika i rostaliśmy się. Chłopaki poszli na piechotę do Skroniowa, Monika i jej mama pojechały w tym samym kierunku, a ja wróciłam do domu.
Jak dokładnie przebiegła droga chłopaków nie wiem i chyba nigdy się nie dowiem. Wiem tyle, że wstąpili na boisko zabierając z tamtąd Krupnik. Trochę upili jeszcze idąc, reszte dokończyli w pokoju u Moniki. Resztę zakupów schowali pod jej łóżko. Dostałam informację, że musieli popijać wódkę Cisowianką, bo innego napoju nie było. Załamani jednak nie odmówili zwykłej wody.
Wychodząc mama Moniki odbyła dość niepokojącą rozmowę ze Skrzekiem.
-Który to Kamil S...? - zagadnęła, kiedy schodzili z piętra. Skrzeku wysunął się w jej strone dajac tym samym znać, że to on. Pani Ewa się do niego przysunęła i zaczęła wypytywać o rękę. Skrzeku świadomy tego, że z jego ust może ulatywać dość niewygodny zapach alkoholu odsówał się. Pani Ewa się przysuwała, Skrzeku się odsuwał. Reszta patrzyła na to z niepokojem, jednak nic się nie wydało. Monika odetchnęła z ulgą wyprowadzając ich z domu. Skrzeku poszedł już do siebie, a chłopaki cisnęli w stronę Jędrzejowa.
Moich rodziców nadal nie było. Dostałam telefon od Oskara, że są pod stacją paliw i błagają mnie o coś do jedzenia. Roześmiałam się i zaprosiłam ich do siebie. Byli w stanie opłakanym, choć jeden na drugiego zwalał, że to właśnie on jest najebany. Opowiedzieli mi co robili miej więcej od czasu naszego rozstania, popijając kawę. Kiedy Oskar zobaczył komputer uporyczywie chciał zagrać w Metina, jednak stanowczo wyperswadowałam mu ten pomysł. Poza tym włączali jakieś filmiki na yt, i gadali z moimi braćmi śmiejąc się przy tym.
Następnego dnia- piątek nic się nie działo. Ja byłam na konkursie, reszta w szkole, potem w domu. Wszyscy w napięciu oczekiwali jutra. Jedynie sam Sumel niczego nie był świadomy...
A tego co się działo na urodzinach Sumela dowiecie się w następnej notce :D